Jeśli posiadasz konto na portalu - zaloguj się, jeśli go nie posiadasz zarejestruj się.
Przedstawiając kolejne ptasie portrety w ramach tematycznego konkursu "Jak fotografować..." chciałbym tym razem przybliżyć Państwu gatunek z rzędu grzebiących. Niewątpliwie najbardziejcharakterystycznym przedstawicielem w tej grupie jest cietrzew - wspaniały ptak w opalizująco czarnej sukni i krwisto czerwonych różach na głowie. Niestety w obecnej dobie ptak ten stanowi już tak niebywałą rzadkość, że uzyskanie zezwolenia na fotografowanie tej "czarnej perły" staje się w chwili obecnej praktycznie niemożliwe. Pomijając już cały aspekt prawny, związany z gatunkami z tak zwanej Czerwonej Księgi zawsze zachodzi pytanie: czy seria zdjęć, jaką mamy zamiar wykonać nie będzie miała niekorzystnego wpływu na gatunek przez nas fotografowany? Po bliższe informacje na temat aspektu prawnego fotografowania tych gatunków zapraszam do lektury ciekawego artykułu na ten temat http://www.foto-ptaki.pl Między innymi dlatego też zajmiemy się w tym odcinku kuropatwą, której liczebność na szczęście nie jest tak mocno zagrożona. Tak czy inaczej nasza fotograficzna ingerencja w ptasie środowisko w żaden sposób nie może ujemnie wpływać na jakikolwiek gatunek, nawet i ten liczniej występujący. Kuropatwa co prawda nie jest gatunkiem "flagowym" wśród naszych grzebiących, niemniej jednak przy bliższym spotkaniu niewątpliwie dostrzeżemy osobisty wdzięk i walor tego sympatycznego ptaka. A zatem zapraszam na bliższe spotkanie z kuropatwą (Perdix perdix). Każdy z nas na pewno nie raz widział kuropatwy na polach, czy obrzeżach lasów. Niejednokrotnie wędrując przez pola widzieliśmy, jak zachowuje się spłoszone stadko kuropatw. Charakterystyczny furkot połączony z głośnym szczebiotem podrywającego się stada w niektórych sytuacjach, kiedy nie byliśmy na to przygotowani, może nas przyprawić o częstoskurcz serca. Maskujące upierzenie sprawia, że trudno te ptaki dostrzec; ponadto kuropatwa jest mistrzem w ukrywaniu się - zwłaszcza wśród zeschłych traw. A zatem nie jest to ptak łatwy zarówno do fotografowania, jak i obserwacji. Widywałem kuropatwy stosunkowo często, jednak długo dojrzewała we mnie myśl o sesji zdjęciowej z tymi ptakami. Którejś zimy mimo wszystko postanowiłem, że tematem przewodnim nadchodzącej wiosny będzie właśnie kuropatwa.
Droga od sfotografowania ptaka do zadowalających wyników jest zazwyczaj dosyć daleka. Po bliższym zapoznawaniu się z "wymogami" tego gatunku ukazały się dosyć duże problemy natury technicznej, zwłaszcza że ptaki te prowadzą tak skryty tryb życia. Wiedziałem, że aby osiągnąć fotograficzny sukces należy wyciągnąć je na otwartą przestrzeń, której one z reguły skutecznie unikają. Kuropatwy jako polni mistrzowie kamuflażu kryjąc się w wysokich trawach chronią się przed drapieżnikami, ale równie dobrze potrafią ukryć się przed naszym obiektywem. Zaszyte w gąszczu wysokich trawach zapewne nie wyjdą na zdjęciach ciekawie. Z kolei zdjęcia, na których ptaki będą „poprzecinane” wysokimi trawami, niejednokrotnie mało widoczne na pewno nas nie usatysfakcjonują. Zdjęcia z tak zwanego podchodu nie są ciekawe, a przy okazji nie należą też do łatwych. Osobiście nigdy nie podchodzę zwierząt, natomiast zawsze przygotowuję specjalne kryjówki z dwóch prostych powodów. Po pierwsze: przestraszony, czy zaniepokojony ptak zachowuje się już nienaturalnie. Drugi powód jest taki, że fotografując w wybranym przez siebie terenie mogę bardziej panować nad warunkami oświetleniowymi czy zapewnić sobie odpowiednie tło fotografii. Co prawda wymaga to większego nakładu pracy i czasu, ale uzyskane ujęcia na pewno będą bardziej zadowalające. Pamiętam, jak któregoś popołudnia wybrałem się na poszukiwanie kuropatw. Miejsce najbardziej obiecujące to mieszanina pól uprawnych z rozległymi łąkami. Niestety w tych jakże typowych biotopach mimo usilnych starań kuropatw nie spotkałem. Jeszcze kilka lat temu widywałem spore ilości tych ptaków, tymczasem na chwilę obecną spotkania należą już do rzadkości. Kiedyś widywałem stada kuropatw liczące kilkanaście sztuk. W chwili obecnej na moich terenach stadko liczące kilka sztuk to już nie lada gratka. Liczebność kuropatw, bażantów czy zajęcy gwałtownie spadła wraz z pojawieniem się dużej ilości lisów. Spowodowane jest to w głównej mierze wykładaniem szczepionki przeciwko wściekliźnie, która była elementem naturalnej selekcji lisa. Efekty szczepień zaskoczyły wszystkich i liczebność lisa wzrosła do takich rozmiarów, że w niektórych regionach kraju można mówić już o pladze. Inna sprawa, że spotkania z tym rudym watażką również niosą spory ładunek pozytywnych emocji. Mam nadzieję, że i z takich lisich spotkań kiedyś też jakaś fajna historia wypłynie... Wróćmy jednak do kuropatw. Nie poddając się zorganizowałem kilka kolejnych wypraw, aby namierzyć ptaki w różnych lokalizacjach; tu muszę się przyznać, że pomógł mi w tym czysty przypadek. Obserwując poczynania cierniówek usłyszałem dobiegający z oddali cichy krzyk kuropatwy, dochodził gdzieś z okolic nasypu kolejowego nieopodal siedzib ludzkich. Osobiście nie przepadam za budową czatowni w sąsiedztwie człowieka, bo zazwyczaj ciekawski sąsiad wchodzi w kadr chcąc sprawdzić, co się tam wyrabia lub dzieci szybko zaopiekują się różnymi materiałami przygotowanymi na zasiadkę itd. Niemniej jednak czasami jest to konieczność skoro i ptaki pojawiają się w takich miejscach.
Głos kuropatwy jest bardzo charakterystyczny i rozpoznam go nawet z daleka. (http://strony.aster.pl/ptaki/galli/phasiani.htm#k) Słysząc go ucieszyłem się i natychmiast porzuciłem cierniówki udając się w okolice nasypu. Po chwili zauważyłem parkę kuropatw, która przestraszona umknęła w pobliskie zboże. Wybrałem się w to miejsce ponownie dwa razy wieczorową porą i obserwowałem zgodnie z łowieckim zwyczajem ich ulubione miejsca. Tuż przed zachodem słońca ptaki te podrywają się do krótkich lotów, zdradzając miejsca swojego żerowania. Po wyśledzeniu tych miejsc należało tylko poszukać odpowiedniego miejsca spełniającego tym razem fotograficzne wymogi, czyli odpowiedniego oświetlenia i tła. Wbrew pozorom nie jest to łatwe na rozległych pustych łąkach. Znalezienie takiego miejsca to spory problem zwłaszcza, że w moim przypadku z mojej prawej strony majaczył brzydki zaśmiecony nasyp kolejowy. Zataczając coraz większe kręgi szukałem małej polanki pamiętając, że tak zwany "sterylny" teren nie bardzo przypadnie do gustu tym skrytym i dość wybrednym ptakom. Po pewnym czasie znalazłem odpowiednie miejsce i zacząłem organizować zasiadkę. Jako tło posłużyła mi kępa małych brzózek, a światło zachodzącego słoneczka będzie pięknie oświetlać polankę. Wybrałem odpowiednia odległość warunkowaną dostępna optyką. Naturalne zagłębienie w ziemi dodatkowo pogłębione do moich rozmiarów pozwoli na zniknięcie z oczu czujnych obserwatorów. Zagłębienie powinno być na tyle głębokie, aby w pozycji siedzącej nasze oczy były na wysokości aparatu, czyli tuż nad ziemią oczywiście uwarunkowane jest to zachowaniem odpowiedniej lub pożądanej perspektywy, za głęboki wykop spowoduje iż podczas fotografowania będziemy musieli się unosić, przez co generujemy zbędne ruchy a i fotografowanie w takiej pozycji jest po prostu niewygodne, z kolei kiedy wykopiemy za płytko będziemy musieli mocno się pochylać do wizjera aparatu. Co do szerokości musimy zapewnić sobie swobodę ruchów tak by nie potrącać przypadkiem niczego z konstrukcji czatowni. Wbijamy cztery kołki na których rozwieszamy siatkę maskującą. Odnośnie kołków stanowczo wolę takie rozwiązanie niż bezpośrednie przykrywanie się siatką. Rozwieszona na takich kołkach - siatka pozwala na swobodne ruchy, nie zdradzając nas przed otoczeniem. Aby prawidłowo przygotować takie fotograficzne schronienie trzeba pamiętać o dwóch ważnych sprawach. Świeżo wykopany dół będzie widoczny i przez początkowy okres ptaki będą unikać gwałtownie zmieniającego się otoczenia, aby temu zapobiec wysypuje na dno trochę zeschłych traw a cały dół przykrywam sporą stertą gałęzi. Pamiętajmy, że przed sesja zdejmujemy gałęzie rozwieszamy siatkę i całość znowu przykrywamy gałęziami. Ptaki szybko przyzwyczają się do takiego elementu otoczenia i bez obaw będą zbliżać się do czatowni, mimo że my będziemy już w środku. Najlepszym rozwiązaniem było by pozostawienie całej przygotowanej czatowni razem z siatką maskującą, ale pozwolić sobie można na to tylko w niektórych przypadkach inaczej szybko nasza siatka zmieni właściciela. Po wykonaniu odpowiedniej kryjówki trzeba umiejętnie zadbać o kadr pozbywając się nieatrakcyjnych elementów otoczenia. Odnośnie przygotowania kadru należy pamiętać o etyce fotografowania, należy wszystko zorganizować tak, aby nie kolidowało to z naturalnym życiem przyrody. Odpowiednio przemyślane i staranie wybrane miejsce pozwoli unikać gwałtownego przeobrażenia środowiska, wycinania gałęzi a nawet całych drzew, bo i z tym również się spotkałem. Po wcześniejszym przemyśleniu strategii działania szkody, które spowodujemy będą niewielkie a ich naprawienie nie przysporzy kłopotów. Niestety kilka próbnych zasiadek w tym miejscu i nic - kompletna cisza; owszem pojawił się zając, czy przysiadł jakiś mniejszy ptak, jednak głównego modelu ciągle nie było widać. Zmuszony byłem zmienić plan i zastosować tak zwane wspomagacze. Wiadomo: pożywienie - nie jeden gatunek ośmieliło i pozwoliło przyciągnąć pod samą czatownię. Udałem się na wieś i wróciłem z solidnym zapasem zboża, kuropatwy lubią każdy rodzaj zboża może być nawet słabej, jakości nawet z tak zwanych odpadów. Zboże wysypujemy w odległości zależnie od dostępnej optyki przykładowo dla ogniskowej 300mm będzie to około 9-10 m. dla zdjęć statycznych, kuropatwy wbrew pozorom to małe, spokojne i dość powolne ptaki jedyna szansa na dynamiczne ujęcia to sprzeczka kogutów lub otrzepywanie się po piaskowej kąpieli, ale na to wspomniana odległość jest zupełnie wystarczająca. Niewielką ilość zboża wysypujemy w widocznym miejscu na gołej ziemi resztę rozrzucamy w promieniu kilku metrów w trawę łącznie około 2-4 kg. uchroni to nas od ciągłych odwiedzin różnej maści gołębi, które zjedzą ziarno i spłoszą kuropatwy. Zainstalowałem też poidełko, bo wiem, że upał na takiej łące wszystkim daje się okropnie we znaki. Poidełko - stare wiaderko wypełnione kamieniami w zupełności wystarczy - wkopane w ziemi i otoczone kamykami wygląda jak mały naturalny zbiorniczek wodny. Z takiego prywatnego źródełka chętnie będą korzystały również inne stworzenia. Następnie przygotowałem piaskowe kąpielisko, formując go odpowiednio z miękkiego sypkiego piasku. Wystarczy wysypać kilka wiader suchego miekiego piasku z boku kadru tak, aby ptaki mogły się pozbywać trapiących je pasożytów, przez co jeszcze chętniej będą odwiedzać tą okolice. Przez kolejne dwa tygodnie przyjeżdżałem w to miejsce uzupełniać zapasy wody i ziarna. Piasek wkoło sceny systematycznie wygładzałem by przekonać się po śladach któż bywa w okolicy podczas mojej nieobecności. Po jakimś czasie zauważyłem, że ziarno zaczęło szybko znikać a ślady wskazywały ze bywają w tym miejscu jakieś kurowate : postanowiłem spróbować znowu zasiadki.
Był upalny, piękny majowy dzień. Na miejscu byłem o godzinie siedemnastej - zainstalowałem się pod siatką i czekałem cierpliwie. Do godziny dziewiętnastej nic się kompletnie nie działo - znudzony począłem obserwować zmagania grzywaczy i skowronków. Nagle usłyszałem szelest tuż za mną. Bojąc się odwrócić, aby nie spłoszyć przybysza siedziałem nieruchomo. Szelest powoli przesuwał się w moim kierunku, powoli odwróciłem głowę i okazało się, że tuż obok w odległości może kilkunastu centymetrów siedziały dwie kuropatwy. Na domiar jedna z nich ciekawie zerkała na mnie przez otwory w siatce maskującej. Pomimo tego, że, wyposażony byłem w siatkę maskującą armii czeskiej, to i tak z takiego bliska, przez ażurowe otwory byłem dobrze widoczny. Ta chwila wzajemnej obserwacji trwała nieznośnie długo, nagle ptaki spokojnie przemaszerowały tuż pod moim obiektywem i wyszły na przygotowany teren, a jeden z nich spokojnie zaczął wydziobywać ziarno. Samiczka nie zwracała na mnie szczególnej uwagi, ale samiec pięknie ubarwiony z charakterystyczną pomarańczową „twarzą” i czerwoną kropką tuż za okiem ciągle bacznie mnie obserwował. Zacząłem delikatnie robić zdjęcia, głos migawki mocno zaniepokoił kogucika, który zaczął krzyczeć i biegać z prawa na lewo, dając mi spore fotograficzne możliwości. Sesja fotograficzna trwała kilka minut, po czym ptaki zaczęły szykować się do odejścia, korzystając jeszcze na krótko z piaskowej kąpieli. Zadowolony z zasiadki obserwowałem scenę w nadziei, że zawita niebawem jeszcze bardziej skryty gatunek - przepiórka. Słyszałem ją w niedalekiej odległości, ale byłem niemal pewien, że na jej pojawienie się mam naprawdę niewielkie szanse. Po jakiejś godzinie kuropatwy znowu wróciły w idealnym zachodzącym świetle i znowu to samo: chwila spokojnej konsumpcji i powtórka sesji zdjęciowej - tym razem w ciepłej tonacji zachodzącego słońca.
Z każdą kolejną zasiadką ptaki coraz mniej zwracały na mnie uwagę, przestały nawet zwracać uwagę na wędrujący za nimi obiektyw, zdołały nawet podejść na kilka centymetrów wchodząc na siatkę maskująca. Żałowałem, że nie posiadam innego równie dobrego optycznie krótkiego obiektywu w zakresach np. 70-200 mm, który na te warunki byłby idealny. Po kilku sesjach zauważyłem, że samiczka ma wyskubane pióra na brzuchu, co świadczy o tym, że siedzi już na jajkach, przychodzi się najeść i wraca do swoich gniazdowych obowiązków. Wiedziałem, że moje spotkania skończą się z chwilą wyklucia się piskląt: matka nie narazi maleństw i nie będzie wyprowadzać ich na otwartą przestrzeń, gdzie szybko padłyby ofiarą drapieżników, między innymi błotniaków, które często patrolują teren. Pewnego dnia kuropatwy już się nie pojawiły. Myślałem, że stało się coś niedobrego, ale słyszałem je jeszcze nieraz w zielonym zbożu. Nie narażając ich na dodatkowy stres i płoszenie, zrezygnowałem z przenoszenia zasiadki i z ich fotografii, mimo iż kadr z pisklętami byłby bardzo ciekawy. Postanowiłem ponowić próbę w następnym roku. Tak też się stało. Następnej wiosny - schemat był bardzo podobny. Odpowiednią porą na przygotowanie zasiadki jest kwiecień, trawy zaczynają wzrastać i można odpowiednio to przygotować dając czas na oswojenie się ptaków z elementami środowiska oraz czas na zlokalizowanie pożywienia. Ten sposób zasiadki organizowałem w kilku miejscach i przyznam, że sprawdza się w stu procentach - wystarczy trochę wysiłku i czasu, a ptaki będą paradować tuż przy naszym obiektywie. Któregoś razu odwiedził mnie znajomy i koniecznie chciał sprawdzić "pewne" sposoby na te ptaki: niestety pogoda nie pozwoliła nam na wspólną sesję, ale dokładnie z pamięci odtworzył sposób zasiadki na swoim terenie i po kilku dniach zadzwonił i dumnie zakomunikował "kuropatwy przyszły". Trzeba pamiętać, że oprócz kuropatw na łąkach żyje wiele innych skrytych gatunków ptaków i każdy z nich uchwycony w kadrze będzie miłą dodatkową nagroda za włożony trud i wytrwałość. Osobiście mam nadzieje, że ukończę temat, który od lat realizuje chodzi o wspomniana już przepiórkę
Kończąc artykuł o tych pięknych mieszkańcach naszych łąk, chciałbym gorąco namówić Państwa do spróbowania sił z tym skrytym gatunkiem, a gwarantuję, że satysfakcja i poziom adrenaliny osiągnie poziom, co najmniej cietrzewiowego tokowiska. Przygotowania i organizacja takiej zasiadki nie wymaga jakiegoś wielkiego nakładu pracy, a sesja z tymi wdzięcznymi modelami na długo zapadnie w naszej pamięci, .
pasjonatów i miłośników o różnorodnym doświadczeniu i osiągnięciach.
Komentarze13
zdjęcia klasa!
piękne fotografie!! W tym roku gdzieś zniknęła para z mojej okolicy:(
moze pojechała na urlop? :P
oby tak było, jest wiec szansa, ze wróci :)
Ja jednego roku mialem ich sporo pod czatownia bo czatownia sasiadowała z polem pszenicy. W nastepnych latach rolnik siał rzepak i kuropatw nie było. Kuropatwy zmieniaja swoje siedliska w zaleznosci od upodobań, a w tym wypadku od pozywienia
Opis i zdjęcia super. Przeczytałem z zainteresowaniem. Rozglądam się po terenach Żuław i Wysoczyzny Elbląskiej ale kuropatw od dawna nie widziałem ani nie słyszałem. Rok temu słyszałem przepiórkę. Może w tym roku uda się spotkać te ptaki, wówczas skorzystam ze wskazówek jak podchodzić do tematu foto. Dzięki za artykuł.
Takie fotki to moje marzenie. Czy kiedykolwiek uda mi się zrobić choć jedno ujęcie tego ptaka? Mam na swoim terenie parkę, która bawi się ze mną w ciuciubabkę. Tym razem czatownie mam postawioną na nieużytkach (tam je widywałam) sąsiadujących z polem pszenicy. Może w tym roku mi się uda.:)
Halina pewnie, że Ci się uda. W końcu jak nie Tobię to komu? :)
Opis i foty extra.
Świetny tekst , dużo istotnych informacji do wykorzystania w terenie. Piękne foty!
Piękne zdjęcia i super tekst :)
zdjęcia i gatunek - marzenie w mojej okolicy wyjątkowo rzadkie ale przygotowuję akcję derkacz
Aż żal ściska (że nie napiszę co) kiedy pomyślę, że w moim regionie ów gatunek nie istnieje. Urlopu na wyjazdy - NIET. Zdjęcia fantastyczne, opis interesujący, pouczający...